Autor Wiadomość
mav
PostWysłany: Czw 19:45, 29 Cze 2006    Temat postu:

Koniec roku szkolnego w Hogwardzie mial miejsce. Zadziwiajacym i niepokojacym faktem było, iz osławiony wszem i wobec Harry Potter nie musiał w tym roku ratowac calego świata jak to miało miejsce zazwyczaj pod koniec roku. Nie wiadomo bylo czy zapomniał on o tej powinności czy też nie zdążył zaprotestowac głośno gdy taka okolicznośc sie nadarzdarzyła. Wiadomo było jednynie, ze podczas całego tego roku szkolnego Harry zdążył zerwac z jedna dziwczyną, a omótł swoimi wątpliwymi wdziękami drugą. Czy też raczej to ta druga omotła jego... w każdym razie koniec świata nie nastapił i tym razem, nawet bez pomocy Harrego.
Luna siedziała pochylona nad jedną z ciekawych książek, ktore zawsze jej towarzyszyły. O dziwo nie mogla się skoncentrowac na lekturze, która była jej ulubionhą rozrywką. Wciąż wracała do chwili gdzy z Hermioną spotkaly tego przedziwnego czlowieka. Po oficjalnym spotkaniu zdiął on oficjalne jak się okazało przebranie i zamienił się w nie oficjalnego człowieczka. Lunie przywodził na myśl pasterza owiec, ale nigdy nie wypowiedziala swoich myśli na głos. Tak więc owczarz jawił sie jako szczupły okularnik z początkami łysiny ubrany w czerwony polar ( z którym jak sie póżniej okazało nigdy sie nie rozstawał, bo był to przezent od kochanej mamusi) i czerwoną czapką o śmiesznym napisie- Zwierzak.
"taki ze niego zwierzak jak ze mnie misiak" - pomyślała Luna i dalej oddawała się wspomnieniom
Tajemniczy jegomosć długo rozwodził się nad zadaniem jakie zostalo mu powierzone i roli jakie w nim ma odegrać pewnien wybraniec. Kto był tym wybrańcem? Jegomośśc nie wiedział. Nadal go szukał. Luna patrzyła na Hermione, która jak zaczarowana słuchała swojego przewodnika.
"Co w tym takiego fascynującego?"- nie mogla się domysleć Luna. Ia tak nie rozumiala połowy z bredni jakie serwował dziwny jegomość. Ale Hermiona wydawała się wprost zafascynowana i kiedy zapytal sie on jej, zupelnie ignorując obecność Luny, czy pomoże mu w wykonaniu zadania, Hermiona wstała i walnowszy pięścią w stół zakrzyknęła: "POMOGĘ!"
Od tego czasu minęło kilka miesięcy, a Luna wciąż martwiła się o swoją koleżnakę. A może to byl jakis sekciarz?? Nigdy nic nie wiadomo. A Hermiona byla tak podatna na złe towarzystwo- weżmy na przykład tego całego Harrego Pottera - wiecznie miała przez niego problemy, nie wspominając o Ronie... Ronie.... Rona już nie bylo... Lunie znów zakręciła sie łezka w oku... Ron odszedł.... bez słowa... bez porzegnania... zostawił wszystkich od tak porostu... niby zerwal ze skoła bo nie widzial sensu w dalszym zdobywaniau nie potzrebnej wiedzy i otworzył wlasną firmę.. ale tak bez porzegnania... Luna myślała, że Hermi bądz co bądz chodz trochę się tym przejmie, ale ona była pogrążona nadal w słowach tajemniczego jegomośćia, które wciąż krążyły wokół niej jak wyrocznia życia lub śmierci.
Oburzona Luna, która nie miala najlepszego kontaktu z przyjaciółką od tamtego czasu, zmyła się bardzo szybko do domu po ogloszeniu wyników w nauce. Nie miała ochoty oglądać przyjaciółki w takim stanie. Zwłaszcza iż ta wciąż nie pamiętala o czytaniu i komentowaniu debiutanckich artykółów Luny w popularnym casopiśmie dla wiedżm. Kontakt się urwał... A teraz Luna martwiła się czy aby jej przyjaciółce nie stało się coś złego... Chyba nie poszla z tym tam... jak mu bylo? - Turalem?
chloe
PostWysłany: Pon 0:27, 15 Maj 2006    Temat postu:

Arboris właśnie! Szybciutko mi do promila!

Bo Cię Tural ugryzie i wierz mi, nie będę mu przeszkadzać Wink
mav
PostWysłany: Nie 21:32, 14 Maj 2006    Temat postu:

a ty tu skad???
prosze nie w tym temacie pisz bo ten jest tylko na opowiadania pisz w promilu jeśli już chcesz Razz
Arboris
PostWysłany: Nie 20:48, 14 Maj 2006    Temat postu:

Hej, Chloe i Mav jak tam Potop? Smile))) No wreszcie moge się wkazac... Napiszcie coś o Hedwidze... prosze, prosze...
chloe
PostWysłany: Sob 17:00, 06 Maj 2006    Temat postu:

Zza największego regału dochodziły stłumione piski. Hermiona przekonała się jak bardzo pozory mogą mylić, gdy w końcu zobaczyła rozdygotaną Lunę i stojącego przed nią Nieznajomego. Krzyk niepozornej towarzyszki zawierał się w szerokim spektrum dźwięków, nakładał się i wzmacniał niczym fale bijące w brzeg. W tamtej chwilii brzegiem w którym uderzała powietrzna fala, była twarz Malachita.
- Tural- powiedział i patrząc jej prosto w oczy, skłonił się.
Hermionę wmurowało. Zdobyła się tylko na leciutkie pochylenie głowy, a i to okupiła monstrualnym wysiłkiem. Kręg szyjne zwarły się ze strachu jak nocne zwierzątko oślepione światłem latarki.
Uwadze czarownicy nie uszedł fakt, że od strony Malachita jaśniała łuna. Tak, tak On świecił. Jego kieszeń ŚWIECIŁA.
-Tural-powtórzył i przyjrzał jej się uważnie.
-No dobra-myślała Hermiona. "Tural", ale co to do gnoma ciężkiego, może znaczyć?
Dzień dobry?
Ładna dziś pogoda, nieprawdaż?

A może.. Właśnie zamierzam Cię pożreć, więc wypowiedź ostatnie życzenie, szybki paciorek i amen, bejbe?
Nagle w głowie Hermiony, pojawiło się rozwiązanie.
-Ty, Luna... weź się mu przedstaw.
-Dlaczego ja??!!- rozdarło się księżycowe stworzonko, ale widząc wzrok Malachita, zrozumiało w czym rzecz. Perwazją, groźbą i prośbą udało jej się zmusić kolana by grzecznie dygnęły.
-Luuuna.. Nazywam się Luna Lovegood. A to ..
-Hermiona Granger- weszła jej w słowo Hermi i odważnie (o ile odwagą można było nazwać ślamazarne sunięcie w kierunku przeznaczenia) podeszła do gościa.
-Więc masz na imię Tural.- stwierdziła odkrywczo.- I jesteś jednym z Malachitów.
Tural potakująco skinął głową.
-Jestem Tural z plemienia Malchitów. Tural, Strażnik Hor.
Hermiona gwałtownie odwróciła się w stronę dziewczyny. Hor! A nie mówiłam! (To fakt, że Hermiona mówiła. Zazwyczaj wymagała zbyt wiele od słabego w swojej prostocie układu mowy. Hermiona mówiła do siebie nawet we śnie.)
- Przybyłem do Was w bardzo konkretnym celu (W tym miejscu Hermi lekko się zasępiła. W siną dal odeszły plany dlugicj rozmów i powłóczystych spojrzeń ; ) ) W jednym z rękopisów, należących do Bractwa Czystej Barwy, zawarto przepowiednię. Mówi ona, że raz w życiu każdy Strażnik Hor musi odbyć podróż do jednej, wybranej przez siebie krainy. Kraina musi leżeć przynajmniej 2000 mil od rodzinnej ziemi Strażnika i być oddzielona od niej głęboką wodą. Po długich pertraktacjach z Radą Straszych wybrałem ziemie Hogwartu.
W tym momencie dziewczyny mogły spodziewać się wszystkiego. Luna szeroko otworzyła oczy, a Hermiona dla odmiany próbowała zamknąć usta.
-No więc...?
chloe
PostWysłany: Śro 22:38, 03 Maj 2006    Temat postu:

Hermiona powstrzymując narastającą irytację, skryła się za dużym regałem. Coraz bardziej zaintrygowana Luna, pospieszyła za nią. Od wybuchu gniewu małą czarownicę uratowała księga w złotej oprawie, która niespodziewanie znalazła się przed jej nosem.
Przestrzeń po wyciągniętym przedmiocie ziała nieprzyjemną pustką.
Luna cofnęła się w tył -tylko wrodzone poczucie równowagi pozwoliło jej nie upaść- i uniosła ręce w obronnym geście.
Przeklęte dywany-zamruczała pod nosem i obrzuciła bordowe szkaradztwo wrogim spojrzeniem. Splunęła dyskretnie przez lewe ramię. Co jak co, ale ona, Luna nie mogła pozwolić sobie, aby coś przeszkodziło jej w wykonaniu planu. Poza tym jej ślinianki czasem lubiły jej sprawiać niemiłe niespodzianki. Takie to uroki bycia człowiekiem- stwierdziła sarkastycznie.
Z rozmyślań wyrwał Lunę głos dobitnie akcentujący każdą sylabę.

MALACHICI- członkowie plemiennej Rady Starszych, wybieranych co dziesięć lat spośród ludu. Plemię to zamieszkiwało zbocza góry Ayasuluk, przy ujściu rzeki Kaystros. Malachitem mógł zostać wyłącznie mężczyzna, niezależnie od wieku, posiadanego majątku czy koligacji rodzinnych. Co dziesięć lat najstarsi przedstawiciele Rady wybierali dziesięciu najbardziej uzdolnionych chłopców z miasta. Po żmudnych ćwiczeniach i latach prób, jeden z wybranych stawał się ważną personą- Strażnikiem Zegara, Strażnikiem Hor. Pozostali zasilali szeregi Armi Karów lub byli włączani do Rady Starszych. Skupiając w sobie zielone światło, Strażnik przywoływał deszcz. Gestowi wyciągnięcia rąk ku gorze towarzyszył zwykle efekt zielonego nieba- krople sączyły się nie tylko z chmur o odmiennym kolorze, ale i skał o tej samej barwie. To właśnie siła płynąca z Groty Malachitu- siedziby Rady Starszych- potęgowała działanie wrodzonych zdolności Strażnika.

Oczy Luny powiększyły się do rozmiarów pięciozłotówek.
- A więc to tak- dziewczyna myślała na głos- ten dziwny parasol.. ZIELONA marynarka.. ciągłe spoglądanie na zegarek.. no tak.. ów jegomość był jednym z Malachitów, tak?
Luna wyrzuciła z siebie to pytanie tak celnie, że Hermiona poczuła się jakby coś uderzyło ją obuchem w głowę.
- Nie BYŁ, a JEST Malachitem, moja droga- rzuciła z wyższością. W tym momencie wyższość Hermiony nad zaćmieniem umysłu towarzyszki nie przypominała już strzelistej góry. W tym momencie jawiła się jako łagodne wzgórze, ledwo wyrastające ponad poziom morza. Hermiona była naprawdę zaniepokojona.
- Wiesz co Luna, myślę, że...-pytanie czarownicy zawisło w próżni. No nie, Ona znowu sobie gdzieś polazła. (Mądra istotka o zbyt kręconych włosach zapomniała o tym, że sama, nie dalej jak pół godziny temu ulotniła się bez słowa. Pamięć Hermiony przypominała czasem dziurawy sweter- mole ważności wyżerały otwory w zdrowym rozsądku.
- AAAAaaaaaAAAAaaaa!!! Nie rob mi krzywdy! Ratuuunku!- do uszu myślicielki dobiegł ogłuszający wrzask Luny.
- Kiedy to wszystko się skończy zdecydowanie muszę się napić- stwierdziła Hermi, wstając z westchnieniem.
mav
PostWysłany: Pon 20:25, 17 Kwi 2006    Temat postu:

kto kto?????
chloe
PostWysłany: Pon 20:21, 17 Kwi 2006    Temat postu:

Luna z niepokojem zajrzała do wnętrza szklanki, w której na samym dnie przelewały się smutno ostatnie krople grogu. Dziewczyna podumała chwilę nad brunatną cieczą w przezroczystym szkle i pokonując alkoholowe upojenie, powzięła decyzję.
- Muszę znaleźć Hermionę.. taa.. znaleźć Hermionę.. Tylko gdzie ona polazła do jasnej ciasnej? (Musicie bowiem wiedzieć, że Luna z zasady nie używała brzydkich słów, od dzieciństwa przejawiała wstręt do łaciny, zwłaszcza ulicznej). Luna z uczuciem odepchnęła fotel na którym siedziała i przyjęła postawę godną homo sapiens sapiens. Gdy w miarę pewnym krokiem szła przez izbę, czuła na sobie wzrok nieznajomego.
Odwróciła się i z determinacją próbowała wypatrzyć go w mroku.
Nie było go po lewej.
Nie było go po prawej.
Siedział przy barze i łypał na nią ogromnym zielonym okiem.
- Aha!- pomyślała Luna, a na jej twarz wypłynął uśmiech zadowolenia. A jednak kot, nie królik, a właśnie kot.
Kiedy po dłuższej chwili odnalazła Hermionę pośród bibliotecznych półek, ta wyglądała na nieźle przestraszoną.
- Nieszczęście! Tragedia! Dramat! Cios! Klęska! Katastrofa! Twór Malfoya! Skrzaci skrzek!- Hermi jednym tchem wyrzucała z siebie wszystkie znane jej synonimy, dorzucając jeszcze parę ładnie brzmiących neologizmów.
- Eeee.. co się stało?- spytała zdezorientowana Luna.
- Nie wiesz KTO to był?
- Nie.... - odparła Luna wymijająco, grzebiąc w ziemi czubkiem buta. Spuściła wzrok.
chloe
PostWysłany: Sob 23:13, 15 Kwi 2006    Temat postu:

Przepraszam, że tak dużo, ale o tej porze zazwyczaj najlepiej mi się pisze. Wink
chloe
PostWysłany: Sob 23:12, 15 Kwi 2006    Temat postu:

Podczas gdy w duszy Luny dwa stronnictwa toczyły ze sobą zaciętą dyskusję, chwiejąc i tak już rozdygotaną od nieustających przemyśleń, istotą, Hermi poruszyła się niespokojnie w fotelu.
- Hej, Luna!- zawołała cicho.
- Co?!- odburknęła osóbka, której przestało zależeć na pozorach grzeczności. Z tonu swojej koleżanki odgadła, że coś jest nie tak.
- No co? Może mam rozwiązane sznurowadło? Krzywo zapiętą bluzkę? A może się ślinię? Nie uczesałam się dzisiaj? Kolejne, coraz bardziej absurdalne argumenty wyrywały się z jej ust. Zważywszy na ostatni (przecież wiadomo kto miał najbardziej rozczochrane włosy w całym Hogwarcie i Hermiona wcale się tego nie wstydziła Wink) z nich, jasnym stawał się fakt, że wnętrzem Luny targały sprzeczne emocje.
- Cicho bądź!- syknęła Hermiona. ON się na nas P A T R Z Y- dodała z nie mniejszym zangażowaniem, mocno wychylając się z fotela.
Luna znała to wezwanie ze słyszenia, kiedy siedząc w cieniu pseudomarmurowej kolumny z ciekawą książką na kolanach, wiele razy widywała, jak Hermi tłumionym od emocji szeptem opowiada przyjaciołom o swoich kolejnych platonicznych zdobyczach. Mając na uwadze to doświadczenie, Luna nie miała zamiaru się odwracać, ale wrodzona ciekawośc, podsycana jeszcze teraz szklanką grogu sprawiła, że odwróciła głowę.
W jednej chwili pojęła, że nie mogło być mowy o sympatii Hermi.
Dwa stoliki dalej, daleko od jasnego kręgu światła, siedziała karykaturalna postać. Jego (w międzyczasie Luna zdążyła doszukać się w dziwnym osobniku cech męskich) ubranie było tak naprawdę kolażem różnych stylów i epok. Nosił przy sobie duży składany parasol w kolorze granatu, którym rozsiewał dookoła woń deszczu. Długie (zbyt długie) czarne buty były pokryte błotem, a jasnozielona marynarka nosiła ślady wielokrotnego używania... magii? Tajemniczy jegomość co chwila wyjmował z kieszeni złoty zegarek i z zaciekawieniem spoglądał na cyferblat.
Luna zajrzała wgłąb siebie (czasem takie spojrzenie bywa korzystne) i ze skrawków przeczytanych zdań, wyciągnęła kilka. Były długie i całą swoją długością wiły się przez krainę jej dzieciństwa, szeptały o dawnych dniach, a dodatkowo, dziwnym trafem, skojarzyły jej się z obecną chwilą.
"Czy mógłbyś mi łaskawie powiedzieć, w którą stronę mam pójść stąd? - pyta Alicja z Krainy Czarów
- Zależy to w dużym stopniu od tego, w która stronę chcesz pójść - odpowiada kot
- Nie zależy mi na tym, w którą.. - odpowiada Alicja
- Wiec nie ma znaczenia, w która stronę pójdziesz - odpowiada kot."
Kot, taaaak. Ale Lunie nadal coś nie pasowało. Ta gadka o mnogości wyboru, rozstajach drog i tak dalej, ale..
-Tak! - wykrzyknęła w myślach. Królik, królik, królik! To Królik, dziwnie wyglądające stworzenie, przyszedł do Alicji, to Królik, zwierzątko w pośpiechu bez przerwy spoglądał na swój zegarek. Jak mogła tego wcześniej nie skojarzyć??!!
Luna puknęła się w czoło, aby tradycji stało się zadość i odwróciła z powrotem, chcąc podzielić się swoim odkryciem z Hermioną. Hermiony jednak tam już nie było.
mav
PostWysłany: Pon 22:58, 10 Kwi 2006    Temat postu:

a Ced tu nie zagląda Razz
chloe
PostWysłany: Pon 22:31, 10 Kwi 2006    Temat postu:

Aha, chciałam jeszcze przeprosić Cedrika za użycie słowa "romantyK" w tak niepochlebnym kontekście. Przecież wiadomo, jak ja ich lubię Smile
chloe
PostWysłany: Pon 22:22, 10 Kwi 2006    Temat postu:

Pomimo faktu, iż Hermi wolałaby przytulić małego uciemiężonego skrzata domowego, wyzyskiwanego o każdej porze i wyzutego nawet z jednej pary prawdziwych skarpetek, niż kociopodobną (gdyż rownie "słodką") jak one, Lunę, złość na brak wielbiciela, który odpływał właśnie w siną dal jej marzeń, powoli odchodziła w niepamięć. Ogromny głód wiedzy, ktory pokrył się zupełnie niespodziewanie z głodem czysto fizycznym sprawił, że Hermi przysunęła miękki fotel i z uwagą wsluchała się w słowa towarzyszki. Jej słowom wtórowało ciche skrzypienie fotela i chrzęst towarzyszący rozpakowywaniu paczki herbatników.
-A więc słuchaj, droga Hermiono- grzeczność nie leżała w jej księżycowej naturze, ale dla dobra sprawy postanowiła się poświęcić. Jej mocno zwariowana, ale i trzymająca się tajemnic życia, natura, podpowiadala jej, że elokwentny współpracownik może się jej przydać. Instynktownie czuła, że tym razem konformizm będzie przemawiał na jej korzyść.-Zwabiłam Cię... nie... zaprosiłam Cię tu w bardzo ważnym celu-ciągnęła dalej swoją wypowiedź, odpowiednia modulując głos i wychylając się spoza trzymanej w dłoniach książki, co niewątpliwie świadczyło o przełomie.-Otóż jak wiesz, ciągłe przebywanie w świecie książek napełnia moją marna egzystencję światłem sensu... Co ja robię? Co ja kurcze robię? Płaszczę się przed nią i gadam jak egzaltowany romantyk!!! Luna, calm down, calm down... (takie oto myśli kłębiły się w jej głowie i przyprawialy o niezadowolenie). Luna zabrnęła w ślepy zaułek pomieszanych stylów, na jej policzki wystąpiły rumieńce, a czoło zrosiły krople potu.
Nagle opanowała się, wzięła głęboki oddech i zdecydowanie popatrzyla na Hermionę. Postanowiła wyłożyć jej wszystko dokładnie i bez niedomówień. Luna nie lubiła się powtarzać, a sprawa nie cierpiala zwłoki.
mav
PostWysłany: Pon 17:16, 10 Kwi 2006    Temat postu:

Weszła do baru cała rozpromieniona, wymachując wszem i wobec listem z zaproszeniem. Jakież bylo jej zdziwienie kiedy po kilku chwilach czekania zamiast wymarzonego tajemniczego wielbiciela dosiadła się do niej Luna (jak zwykle z ciekawą książką w dłoni) i zaczęła bardzo rzeczowo wyjaśniać zaistaniałą sytuację (jak zwykła była tao robić - bystra Luna )
- Dziekuje że zechciałaś się ze mnią spotkać - rzekła przymilnie
Hermi nie odpowiediała nic, naburmuszona. Nie tak przecież miała wgladać jej wymarzona upojna noc.
- Nie chcialam cię zaczepiać w czasie wolnym, bo wiem, że i tak nie darzysz mnie zbytnią sympatią,więc pomyślałam sobie, że w ten sposób zdołam sie z tobą skontaktować - Luna uśmiechnęła się uwodzicielsko jak to miała w swoim zwyczaju i wskazała na rózowy papierek, który tak tryumfalnie przed chwilą spoczywał w rękach Hermi.
- Przyznać musisz że miałam świetny pomysł - Luna wyprostowała się dumnie mróżąc oczy z zadowolenia. Wyglądała w tej chwili jak maly śliczny kotek który z wielką satysfakcja bawi się małą szarą myszką (i jak tu takiego nie przytulić?)
- Ależ oczywiśćie - prychnęła z pogardą Hermi - czego chcesz??
- Chciałam ci przedstawić pewną propozycję - Luna otworzyła wielką księgę, która dotej pory pilnie trzymała w soich rękach i zaczęła powoli wyjaśniać Hermi swoje zamierzenia. Hermiona na początku nie ufna, już po chwili zrozumiala sens tego spotkania, a jej oczy zdradzały coraz większą kryjącą się w środku ciekawość i zafascynowanie.
mav
PostWysłany: Czw 17:57, 26 Sty 2006    Temat postu:

W tym czasie Hermiona pogrążona była w rozpatrywaniu swojego oblicz w różowym zwierciadle, które znajdowało sie nad jej wielkim łożem. Wciąż nie mogła się zdecydować jak uczesać swoje niesforne rude loki, tak aby choc trochę złagodzić ich burzę. Ale wciąż jej się to nie udawała, co było oczywiste zważywszy na fakt, że jej równie (a może nawet bardziej) poplątane myśli klębiły sie w małej, pustej główce. W ręce trzymała zmięty list, który właśnie był przyczyną całego jej trudu. Było to tajemnicze, ręcznie wypisane zaproszenie na randkę w ciemno, które podpisane było przez tajemniczego amamnta.
Kim może być mój wielbiciel-zasatanawiala sie przez chwile a pożniej znów odnowa poczynała czytać perfumowaną karteczkę- No cóż nie pozostaje mi nic innego jak tylko osobiście sie tego dowiedzieć - pomyślała i uśmiechnęła się głupiutko do swoich rozpustnych, niczym nie uzasadnionych myśli- Ach kochany czy to ty może jesteś tym romantycznym kochankiem?- popatrzyła się na zdjecie swojego brzydkiego ukochango o ślicznym głosie- A nawet jeśli nie ty? To co z tego. Zawsze mogę wymienic cię na lepszy model.- ponownie pogrążyła się w marzeniach
Oczywiście głupiutka pusta główka Hermiony nie była w stanie pojąć, że to nie ona wybrała sobie swojego pseudo chłopaka, tylko to on związał się z nią z litości. Ponieważ miał bardzo szczodre serce znalazł w nim trochę zakurzonego miejsca na sprawy związane z pomocą głupiutkim dziewczynkom, które wyobrażały sobie, że są najwspanialszymi dziewczynami na świecie.

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group